24 Światowe Jamboree Skautowe 2019

24 Światowe Jamboree Skautowe 2019

24 Światowe Jamboree Skautowe 2019 w Zachodniej Wirginii. Licząc razem z lotem w tę i z powrotem 18 dni – tak można podsumować Jamboree czasowo. Prawie 19 tysięcy kilometrów. Prawie 300 tysięcy kroków. Niby nic nie trzeba dodawać, bo to właśnie TA impreza skautowa. Ta, o której się mówi, o której się pisze, którą się pokazuje i podaje za wzór.  To właśnie Jamboree, w którym szansę ma się na uczestnictwo tylko raz, jest tak popularne i ludzie wracają na tę imprezę jak bumerang. Czy to w roli zastępowych, czy IST, czy czasem nawet organizatorów. Ale dlaczego?

Zacznijmy od tego, jak wyglądało tegoroczne Jamboree. Trzy dni w Nowym Jorku, całodniowa podróż na zlot, dziesięć dni zlotu, dzień rozkwaterunku, całodzienna podróż na lotnisko i w końcu wylot do domu. Ale zacznijmy od początku. Do tego wyjazdu przygotowywaliśmy się prawie dwa lata. Pierwszy wysłany mail ze zgłoszeniem zastępu datowany jest na 24 listopada 2019 roku. Sukcesywnie poznając się, współpracując na biwakach, samodzielnie gotując, przygotowując program i zyskując nowe umiejętności. W dniu wyjazdu każdy z pewną niecierpliwością, jakby stojąc w blokach startowych, wyczekiwał momentu, w którym wylądujemy na amerykańskiej ziemi. Wszyscy skrzętnie sprawdzili plecaki, zapakowali wyprawkę i o odpowiedniej porze stawili się na lotnisku w Warszawie. HarcDreamlinery 18 lipca przewiozły ponad trzystu harcerzy do Stanów na dwa lotniska – Newark i JFK. Stamtąd żółtymi szkolnymi autobusami potoczyliśmy się do Baiting Hollow – bazy Boy Scouts of America na Long Island. Przez trzy dni była to nasza baza wypadowa. Pierwszego dnia do Nowego Jorku, drugiego na Long Island, Port Jefferson, Smith Haven i trzeciego znów do Nowego Jorku.

Trzeciego dnia po wrażeniach, które zostawił na nas Nowy Jork, spakowaliśmy się, wrzuciliśmy plecaki do specjalnie przygotowanych ciężarówek i udaliśmy się na krótkie zwiedzanie zakończone przy terminalu autobusowym, z którego rejsowe autobusy zabrały nas na teren zlotu pokonując trasę przez cztery stany – Pensylwanię, Maryland, Wirginię i Zachodnią Wirginię. Byliśmy na czas. Zmęczeni trasą, trzydniowym wyciskiem w NYC – pogoda dawała się we znaki, witając nas 35 stopniowym gorącem i bardzo wysoką wilgotnością powietrza – ale gotowi na kolejną przygodę. Na widok tłoczących się na rejestracji autobusów, wylewających się z nich skautów i ogromnego terenu Jamboree serce przyspieszyło mi trochę z ekscytacji. Każdy z zastępowych przeszedłszy uprzednio specjalny kurs Safe From Harm bez problemu zarejestrował się i okazał dokumentację wymaganą przy rejestracji i już po chwili rozstawialiśmy nasz własny podobóz na Jamboree. Po dotarciu na miejsce okazało się, że nasi sąsiedzi z BSA wstępnie rozstawili dla nas zadaszenia stołówkowe, dzięki czemu zachowaliśmy suche bagaże, gdy zaczęło padać. Pomagali nam też przy identyfikacji i rozstawianiu pozostałych sprzętów, dając cenne wskazówki. To nie był ich pierwszy zlot w tym miejscu i na tym sprzęcie, więc wiedzieli, co i jak. Potem potoczyło się jak z górki i gdy pierwszego sierpnia spoglądaliśmy za siebie, każdy zastanawiał się, jak to się stało, że ten czas tak szybko upłynął. Ceremonia otwarcia, zajęcia programowe, a w śród nich Strzelnica, Łuki, Nurkowanie, Skate Park, Tyrolka, Ścianki wspinaczkowe, ale też zajęcia z NASA, zajęcia z wykrawaczem metali, robotyka, symulatory jazdy, VR i AR, druk 3D, nauka latania dronem, zajęcia z DEA, zajęcia z Departament of Agriculture, zajęcia z kapitułą Medal of Honor, zajęcia z Departament of Forestry, zajęcia „przyszłość medycyny”, zajęcia z Związkiem Spawalniczym Ameryki, wszystkie Namioty Narodowe w centrum zlotu, dzień kultur i ceremonia kultur na jego zakończenie oraz finalnie ceremonia zakończenia. Tak obszerny program dostarczył wrażeń, wyczerpał, ale jednocześnie dał nową siłę i nowe pomysły.

Ale halo? Jak to, przecież to tylko zajęcia programowe. Jak to się dzieje, że ludzie wracają z Jamboree tak zadowoleni? Jak to się dzieje, że chcą tam wracać, że jak ktoś już poczuł to COŚ na Jamboree to nie da się tego uczucia zapomnieć i wciąż chce się go doświadczać? Ale w Jamboree nie chodzi o liczby ani o obszerny program. Gdy stoisz w wielkim pięćdziesięciotysięcznym tłumie ludzi, czujesz, że człowiek obok – nieważne, czy wysoki czy niski, ubrany w spodenki czy w spódnicę, z jarmułką na głowie czy z posążkiem buddy w rękach, o jasnym kolorze skóry czy o czarnym – czuje to samo. To samo zdziwienie, ten sam zachwyt, tę samą radość. Widzisz to, słyszysz, czasem czujesz – bo ktoś przepełniony pozytywnymi emocjami nie wytrzymał i postanowił się przytulić. Przyjechałeś na Jamboree sam – wyjeżdżając czujesz się, jakbyś zostawiał za sobą bliskich. Przepełnieni tak wielkim uczuciem bycia częścią czegoś większego, uczuciem braterstwa, uczuciem promieniującym z każdej twarzy – zmęczonych IST, radosnych uczestników, zadowolonych CMT i dumnych organizatorów – przez dłuższą chwilę staliśmy po ceremonii zamknięcia, próbując odnaleźć się wśród tych wszystkich emocji. Mimo że to było już moje trzecie Jamboree – to za każdym razem napawa tą samą energią. Tak samo popycha do przodu.

Pozostaje mi powiedzieć wam jedno. Czytać to jedno – tego po prostu trzeba doświadczyć. Do zobaczenia za 4 lata!

Z harcerskim pozdrowieniem,
Czuwaj!
phm. Mateusz Janik
Drużynowy Drużyny na Jamboree

Więcej zdjęć tutaj: https://tiny.pl/t5cfr